Znakomity pomysł! 1 czerwca w Świeciu nad Wisłą zostały rozegrane pierwsze mistrzostwa Polski Strongman dla młodzieży do lat 18. Praktycznie rzecz biorąc, była to impreza dla uczniów szkół średnich.
Pomysłodawcą był Przemysław Zokowski, nauczyciel wychowania fizycznego z Zespołu Szkół Średnich w Świeciu. Ma już doświadczenie w przygotowywaniu podobnych imprez, na co złożył się fakt, że od 6 lat organizuje lokalne zawody dla silnych chłopaków, notabene przy bardzo cennej akceptacji pani dyrektor szkoły, o której miejscowa młodzież mówi, że jest rozpoznawalna po zgrabnych nogach.
Deszcz na złość wszystkim
W akcję zmierzającą do organizacji mistrzostw zaangażowały się między innymi tak znane postacie, jak Jarosław Dymek, który pełnił rolę głównego sędziego oraz – Janusz Dzięcioł, poseł znany z najszerszych barów w sejmie, pamiętny zdobywca głównej nagrody w pierwszej edycji telewizyjnego Big Brothera, człowiek wyjątkowo pogodny i uprawiający kulturystykę od wielu lat, sprzyjający wszelkim inicjatywom promującym podniesienie sprawności młodych ludzi.
Kandydaci do zdobycia tytułu mistrza nastolatków, którzy przyjechali do Świecia na próbę sił, mieli pecha, bo musieli prezentować swoje możliwości na mokrym od deszczu asfalcie. Kibice, dla których ledwo wystarczyło miejsc pod szerokimi parasolami, narzekali, że w kalendarzu mamy legiony świętych, a żaden z nich nie zadbał o lepszą pogodę w Dniu Dziecka i czy w związku z tym nie dałoby się skreślić „z listy” przynajmniej połowę tak nieskutecznych świętych, bo może wtedy pozostali sprawdziliby się pod tym względem lepiej. Niestety, do czasu zakończenia zawodów nie pojawił się nikt odpowiedzialny za taki stan rzeczy i w związku z tym skupiliśmy uwagę na zawodnikach, dla których rzeczą najważniejszą stało się utrzymywanie równowagi na śliskim asfalcie oraz… wiara w zwycięstwo.
Belka w górę!
Aby jednak dostać się do finału, a mogło dostać się tylko ośmiu kandydatów, trzeba było zdać egzamin, dosłownie, z wydolności kręgosłupa. Inaczej mówiąc, każdy z zawodników miał do dyspozycji 72-kilogramową belkę i musiał ją wycisnąć w pozycji stojącej jak największą liczbę razy w ciągu 45 sekund. Jak to się zazwyczaj dzieje na tego rodzaju zawodach, po każdym wyciśnięciu ciężaru, trzeba było opuścić go na rozłożone na asfalcie opony. Trudne to, bo liczyła się zarówno siła, kondycja jak i szybkość. „Gołym okiem” widziało się znaczące różnice w możliwościach poszczególnych siłaczy młodego pokolenia.
W grupie najlepszych znaleźli się ci, którzy potrafili wycisnąć ciężar 13-15 razy: Adam Domazer [15], Mateusz Ostaszewski (13), Dawid Augustyński [14] – zawodnicy o sylwetce klasycznego „miśka”, któremu ta konkurencja bardzo pasuje. Potem bywało już różnie, w każdym razie do finału zakwalifikowało się ośmiu.
Sędziowie do poprawki!
Ta wyselekcjonowana ósemka miała teraz za zadanie przeciągnięcie samochodu marki Hummer ważącego 2,5 tony na odległość 15 metrów, oczywiście w czasie jak najkrótszym. Okazało się to niełatwe, bo deszcz nie ustawał, a śliski asfalt utrudniał wszystkie próby wysiłkowe. W tym miejscu sędziom należą się mocne słowa krytyki, bo, owszem, mierzyli czas na stoperach, z pewnością wyłonili jakiegoś zwycięzcę na podstawie tych pomiarów, ale nie podzielili się na ten temat ani słowem z gęsto rozlokowaną publicznością, na skutek czego rywalizacja zatraciła swój podstawowy sens. Jak to jest, panowie sędziowie, że biega was pięciu wokół zawodników, a my nie wiemy, kto był najszybszy?
Ponieważ akcja rozgrywała się na terenie boiska szkolnego, więc mamy prawo postawić zespołowi sędziowskiemu szkolną pałę za brak informacji o wynikach toczącej się walki konkurencyjnej. Od tego jesteście, żeby mówić, co się dzieje!
Jak kręci Tomek?
Kolejną konkurencją była próba „nakręcania zegara”. „Wskazówka zegara” ważyła 250 kg. Trzeba było przenieść ją jak najdalej, chodząc w kółko. Na szczęście podczas rozgrywania tej konkurencji głos „głuchoniemych” sędziów liczył się mniej, bo każdy samodzielnie mógł zobaczyć, jak spisują się zawodnicy. A bywało różnie – ktoś wykonał pół okrążenia, ktoś inny całe. Spore wrażenie zrobił Adam Domazer, który zaliczył 800 stopni [ponad dwa okrążenia], aż wreszcie na starcie pojawił się bardzo wysoki i jednocześnie szczupły, Tomasz Bator, tak na oko bez szans, a tymczasem… Tomek wykonał ponad cztery obroty, w sumie 1490 stopni.
Następna konkurencja polegała na wykonaniu dwóch prób: najpierw należało przetoczyć 6 razy oponę, a następnie przenieść walizki na odległość 15 metrów. Opony ważyły po 250 kg, a walizki po 85 kg. Na wykonanie tego zadania było 90 sekund. Mogę tylko opowiedzieć, że większość zawodników dała sobie radę z tym, co mieli do zrobienia, natomiast czas wykonania oraz kolejność znowu pozostały słodką tajemnicą sędziów, którzy nie raczyli informować o tym publiczności. No cóż? Podczas deszczu najlepiej nabiera się wody w usta.
Ciężar nie do ruszenia
Po zakończeniu „tajemniczej” próby wiązanej przyszła kolej na martwy ciąg. Narzędziem, które miało pomóc w określeniu możliwości zawodników, był samochód. Podłożone pod nim metalowe uchwyty ułatwiały ciąg z dość wysokiej pozycji. Niestety, już na początku okazało się, że konkurencja jest zbyt wyśrubowana jak na młode kręgosłupy. Po prostu nie dało się ruszyć ciężaru z miejsca. W końcu sam Jarek Dymek zabrał się do dzieła, podniósł ciężar dwa razy i stwierdził, że faktycznie to nie jest to, co powinno być.
Sytuacja nieco się skomplikowała i w związku z tym organizatorzy przenieśli środek ciężkości podstawki po samochodem daleko od miejsca uchwytu, co od razu poprawiło nastroje.
Teraz już nikt nie mógł się migać, a czas wykonania sięgał 60 sekund. Każdy musiał podnieść ciężar do pełnego wyprostu sylwetki jak największą liczbę razy.
Zaczęło się nawet nieźle, bo pierwszy zawodnik zaliczył 8 razy, następny 10, a jeszcze później stanął do boju Dawid Augustyński i znokautował poprzedników wynikiem 32 razy. Potem było już tylko dobrze, a nawet bardzo dobrze -Adam Domazer [34], Mateusz Ostaszewski (34) i Tomasz Bator (30).
Była to już ostatnia konkurencja mistrzostw. Pani dyrektor szkoły odczytała listę zwycięzców – wymieniamy pięciu najlepszych:
1. Tomasz Bator
2. Mateusz Ostaszewski
3. Adam Domazer
4. Jan Kozakiewicz
5. Dawid Augustyński
Strongman na boiska!
Ogólnie rzecz biorąc, trzeba powiedzieć, że impreza była świetna. Z propagandowego (bardzo brzydkie słowo, ale i tak nic lepszego nie przychodzi mi akurat do głowy) punktu widzenia jest to wręcz „prowokacja” dla innych (czytaj: wszystkich) dyrektorów szkół, którzy jeszcze nie wiedzą, jak spopularyzować sport w lokalnym środowisku. Do uprawiania StrongMan na poziomie młodzieżowym nie potrzeba jakichś specjalnych urządzeń, wystarczy włączyć wyobraźnię i wykonać ciężary oraz przeszkody metodą chałupniczą. Byleby tylko nie uległy dewastacji już podczas pierwszej próby!
Rzecz w tym, że taki ogólny sprawdzian fizycznych i sprawnościowych możliwości ma bardzo dużą siłę przyciągania wśród kibiców. Oglądaliśmy już wiele imprez na poziomie profesjonalnym i była okazja przekonać się, że nigdy nie zawiodła publiczność. Ludzie to lubią. Liczy się przede wszystkim sprawność organizacyjna, a z tym nie powinno być problemu, poza tym zawsze można zaprosić Gwiazdy Strongman i kulturystyki, które swoimi występami urozmaicają imprezę.
Jedyny przewidywalny kłopot sprowadza się do pozyskania sponsorów, bo dobrze jest, gdy znajdzie się ktoś, kto ufunduje jakieś nagrody albo przynajmniej puchary. Doświadczenie znanych nam organizatorów przekonuje, że tę trudność też daje się w końcu „pokonać”.
Jest lato, są wakacje – przypominamy działaczom samorządów, że zawody Strongman to naprawdę duża sprawa dla integracji środowiskowej i nie tylko.